Uliczny gwar, ruch aut, dźwięk klaksonów i przejeżdżających tramwajów. Wszyscy gdzieś się spieszą. W tym mieście nigdy nie ma chwili spokoju. Gdyby tak można było trochę zwolnić. Ona nie zwracała na nic uwagi, pogrążona we własnych myślach. Tam też gonitwa, niepokój, stres.
Z zamyślenia wyrywają ją wibracje ukrytego w kieszeni jeansów telefonu. Odbiera, drżąc lekko. W słuchawce głos dziadka. Tak słaby, że ledwo słyszalny. Ale ten głos pozna nawet na końcu świata.
- Cześć, dziadku! Jak się czujesz?
- Był u mnie ksiądz, poszedłem do spowiedzi – głos słabnie z każdą minutą, ale słychać w nim radość i ulgę. Dziadek sam zadzwonił do ukochanej wnuczki. Chciał jej o wszystkim powiedzieć. Wiedział, że się ucieszy.
- To świetnie, dziadku! – udawała energię i ożywienie - teraz będzie ci coraz lepiej. Właśnie wracam z Mszy Świętej z modlitwą o uzdrowienie. Pamiętałam o Tobie.
- Dziękuję, bądź zdrowa – odpowiada dziadek i się rozłącza. Mówienie w tym stanie sprawia mu dużo trudności. Dziewczyna chowa telefon do kieszeni i zupełnie się rozkleja. Wie, że dziadkowi już wcale nie będzie lepiej. Wierzy, że Bóg może wszystko, ale tym razem zarezerwował cud dla kogoś innego. Jego plany trochę różnią się od jej. Dochodzi do przystanku. Czeka razem z innymi przechodniami na tramwaj. Czeka i płacze. Już jej wcale nie odchodzi, że wszyscy patrzą. Zresztą nikt nie zwraca na nią uwagi. Cudzego cierpienia raczej wolimy nie zauważać. Co kogo może obchodzić płacząca, obca dziewczyna.
Minuty dłużą się w nieskończoność. A ona wciąż widzi przed oczami miniony weekend. Jak dobrze, że spędziła go u dziadka. Dużo rozmawiali, pomagała mu usiąść na łóżku, kiedy nie mógł podnieść się sam. Znów razem czytali książkę, tak jak w dzieciństwie, gdy dzięki niemu poznawała wszystkie bajki i chciała, żeby te wspólne minuty nigdy się nie skończyły. Oczywiście trochę wspominali. Najbardziej spektakularne upadki na rowerze, gdy uczyła się jeździć pod jego czujnym okiem. Wszystkie wspólne zabawy, dzięki którym bez trudu nauczyła się odczytywać godziny na tarczy zegara, sznurować buty, wymieniać sąsiadów Polski i bez błędu odpowiadać na pytania o tabliczkę mnożenia.
To był cudowny weekend. W każdej jego godzinie można było odczytać słowa: Kocham cię. Te powiedziane wprost i te, których nie trzeba było wypowiadać – wystarczyło spojrzeć. Tak, to był wspaniały weekend. Wiedziała, że ostatni. W niedzielę wieczorem wróciła do miasta. Nie można przecież tak po prostu przestać studiować. Dziś poniedziałek. Od ostatnich chwil spędzonych z dziadkiem dzielą ją tylko godziny. A ona czuje, że na kolejne spotkanie będzie musiała poczekać znacznie dłużej...
Dziadek umarł następnego dnia wczesnym rankiem. Poszedł tam, gdzie od dawna przygotowano dla niego miejsce, bo tam idą wszyscy święci – tacy jak On. Tego poranka zabrał ze sobą część jej serca. Zostawił tęsknotę i to całe dobro, o którym nigdy nie zapomni. Wkrótce spotkają się znowu...
Renata Pałka