Kiedy nasz synek się urodził, otrzymał mnóstwo pięknych, potrzebnych i czasem wzruszających podarunków. Odwiedzający nas goście chcieli w ten sposób powitać tę małą istotkę. Za okazaną serdeczność i ogromne wsparcie byliśmy bardzo wdzięczni.
Chciałabym opowiedzieć o jednym z takich prezentów. Była to "Biblia dla maluszków", którą teraz zabieramy ze sobą w każdą niedzielę do kościoła. Czytałam mu ją, gdy był jeszcze bardzo malutki. Nigdy nie jest za wcześnie, by karmić Słowem Bożym.
Dziś mamy w domu niespełna dwuletniego mola książkowego. W jego bogatym dziecięcym księgozbiorze Biblia wciąż zajmuje ważne miejsce. Często ją przegląda, czasem komentuje po swojemu. Najczęściej szuka na obrazkach występujących tam zwierząt. Pokazuje palcem i prosi o podane nazwy lub naśladuje wydawane przez niektóre stworzenia odgłosy, jeśli potrafi już to zrobić.
Jego ulubionym fragmentem Pisma Świętego jest ten o Dobrym Pasterzu. Zamaszyście pokazuje rączką, jak wielkie stado owiec pasie się na łące. Później naśladuje dźwięki wilków i niedźwiedzi, które zaatakowały owce i pasterz musi je przed nimi obronić. Stado znów jest duże i bezpieczne. Wieczorem opiekun liczy swój dobytek i orientuje się, że jednej owcy brakuje. Zamyka więc wszystkie w bezpiecznym miejscu, żegna je (w tym miejscu synek macha owieczkom na pożegnanie) i idzie szukać zaginionej. Jest ciemno. Pasterz zmęczył się już i jest bardzo głodny. Nagle słyszy cichutkie: bee! Jest pewny, że to zaginiona owca. Idzie w kierunku głosu i znajduje ją w gęstych krzakach. Bierze na ramiona i wraca do domu szczęśliwy. Moment, w którym pasterz słyszy owcę, a później ją odnajduje, jest dla naszego synka wciąż źródłem niesamowitej dziecięcej radości, z którą nie da się niczego porównać. Zna już tę historię doskonale, a kiedy zbliżamy się wspólnie do momentu odszukania zguby, cieszy się tak, jakby widział tę scenę pierwszy raz. Ta radość jest wciąż tak szczera, autentyczna i świeża.
Często myślę sobie, że ten uroczy szkrab funduje nam ewangelizację w czystej postaci, ilekroć ogląda tę scenę w swojej Biblii. Przypomina, że tak właśnie cieszy się Jezus, gdy znajduje grzesznika, który się zgubił. Jak często o tym zapominam! Jak bardzo spowszedniał mi już obraz Jezusa – Dobrego Pasterza. W treści przypowieści o zaginionej owcy nie znajduję już tej świeżości, którą widzi tam mój rezolutny dwulatek. Czy mam wiarę, że Jezus tak się cieszy, gdy do Niego przychodzę? Czy potrafię się tak ucieszyć, gdy grzesznik obok mnie się nawraca?
Kiedy patrzę na naszego synka, rozumiem coraz lepiej, dlaczego mamy się stać, jak dzieci, by wejść do królestwa niebieskiego...
Renata Grzelczyk