Oktawa świąt Wielkiej Nocy wciąż trwa. Wydarzenia Wielkiego Tygodnia nadal intensywnie tkwią w naszej pamięci. A radosne dzwony tej najważniejszej niedzieli w roku wciąż słyszymy w sercu.
Zapewne nigdy nie będziemy w stanie pojąć ogromu miłości Chrystusa, który zdecydował, że dobrowolnie umrze na krzyżu, by nas nie musiała już spotkać (zasłużona przecież) kara śmierci. I choć potęga tego uczucia będzie dla człowieka ciągle zagadką, nie da się w czasie oktawy Wielkanocy mówić o niczym innym.
Zastanawiam się czasem, cóż to naprawdę znaczy, że krzyż jest zwycięstwem i nadaje sens cierpieniu. Nie znalazłam dotąd przekonującej odpowiedzi. Ale w tym roku jakoś szczególnie zauważyłam, patrząc na ten znak, że jeśli naprawdę chcę przebywać z Chrystusem, to właśnie tam - pod krzyżem. On ucisza wszelkie pretensje, żale, rozczarowania. Czasem nawet nie wiadomo, jak się modlić, bo można tylko patrzeć. I wiedzieć, że to miłość. I że ona naprawdę jest bezwarunkowa, prawdziwa i doskonała.
Czy pod krzyżem rodzi się w nas pragnienie, by próbować kochać bliźniego jeszcze lepiej, mocniej? Czy chcemy służyć mu, nie oczekując wdzięczności? Odpowiedź nie zawsze jest twierdząca...
Patrzmy zatem na krzyż. Spoglądajmy na niego często. Krzyż uczy godnego cierpienia. Pokazuje także, jak najlepiej kochać drugiego człowieka.
Renata Pałka