Kilka miesięcy przygotowaliśmy się do przyjęcia Komunii Świętej. W ostatnim tygodniu przed tą ważną uroczystością spotykaliśmy się w kościele na próbach. Dzieci i rodzice byli zdenerwowani.
W sobotę o godzinie 10.00 była Spowiedź Święta. Bardzo się przed nią denerwowałam, ale po Spowiedzi uspokoiłam się i odprawiłam pokutę. W niedzielę o godzinie 9.00 była Msza Święta podczas, której mieliśmy przyjąć po raz pierwszy Komunię Świętą. Ustawiliśmy się przed kościołem, a potem weszliśmy do świątyni. Odświętnie ubrane dzieci były podekscytowane. Zaczęła się Msza Święta. Śpiewaliśmy, modliliśmy się, aż nastąpił ten najważniejszy moment, przyjęliśmy do swojego serca Pana Jezusa.
Na koniec białego tygodnia pojechaliśmy z pielgrzymkę do Grodowca. W czasie drogi śpiewaliśmy pieśni i bardzo mi się podobało. Po przyjeździe poszliśmy do muzeum przy kościele. W muzeum były stare krzyżyki, pierścionki i bardzo stary strój pątnika. Potem była Msza Święta. Po modlitwie poszliśmy zjeść kiełbaski z grilla. Po posiłku mieliśmy czas dla siebie, na przykład na kupienie pamiątek i pooglądanie przepięknych widoków. Później pojechaliśmy do Świebodzina obejrzeć rzeźbę Chrystusa Króla. Była bardzo wysoka, a jak się weszło na jej cokół to strasznie wiało. Tam też można było kupić pamiątki. Ze Świebodzina pojechaliśmy do Paradyża tam jest seminarium. Zwiedziliśmy świątynię na terenie dawnego klasztoru, a w niej był wielki ołtarz i bardzo mi się podobało. Na terenie seminarium był duży i piękny ogród. Naszym przewodnikiem był kleryk.
Do domu wróciliśmy około godziny 18.00 bardzo zmęczeni, ale pełni wrażeń i wrażeń.
Antonina
*********************************
Tyle widocznych i namacalnych cudów doświadczyłam na swojej, dorosłej już, drodze: wymodlona w Częstochowie matura, cud macierzyństwa wyproszony u stóp cudownej Matki Boskiej w Licheniu i wiele innych, które zostały już zatarte w pamięci przez lata bezmyślnego pędu donikąd, pogonią za: "mieć, więcej, moje, daj!". Tyle świadectw ominiętych w tym pędzie po drodze. Dzięki Ci, Panie za ten skuteczny znak STOP i moment wyhamowania za sprawą przyjęcia sakramentu Komunii Świętej i pierwszej spowiedzi mojego dziecka.
Kiedy stało się oczywiste, że to już w maju tego roku zostanę mamą dziecka komunijnego, pierwszą reakcją był bunt: słyszałam przecież co to oznacza - dezorganizacja urobionego przez lata stylu życia, zachwianie leniwej niedzieli widmem niekoniecznej-konieczności systematycznego uczęszczania do Kościoła. Choć wspomnienia tych myśli nie napawają mnie dumą, dzisiaj spoglądam na dawną siebie z pobłażliwym uśmiechem. Tak, jakbym patrzyła na zagubione dziecko, które dzierży w dłoniach wielki klucz. Wie jednocześnie, że otrzymało coś bardzo ważnego, że ten klucz otwiera jakieś niezwykłe miejsce na ziemi, ale gdzie znajdują się te niezwykłe drzwi? Czy jest mi to potrzebne? Czy, w sumie, to ja powinnam się cieszyć, że go otrzymałam, czy wręcz przeciwnie?
Emocje opadły, goście się rozpierzchli, opakowania po prezentach komunijnych rozsypały po kątach. Moje dziecko, wraz z 36. innymi dziećmi w Kościele pw. Św. Trójcy w Przytocznej, 24 maja przyjęło z rąk proboszcza parafii ks. Sławomira Kupca, Pierwszą Komunię Świętą. "Czujesz, że wydarzyło się coś wielkiego? Przyjęłaś do serca Pana Jezusa kochanie!" – moje dziecko stara się bardzo rozgryźć tę wielką zagadkę: zadaje pytania, a ja staram się odpowiadać najprościej jak potrafię. Widzę jednak w jej oczach to samo pytanie, które zapewne tłukło się w mojej głowie, gdy jako mała istota przystępowałam do komunii: "co naprawdę dla mnie oznacza, że przyjęłam Pana Jezusa?". Ponownie się uśmiecham - pragnęłabym bardzo, żeby wiedziała już to, co wiem teraz dorosła ja: jej życie już zostało wypełnione największym sensem istnienia. Moja teraz rola, jako rodzica, żeby wszystko jej to spokojnie, cierpliwie tłumaczyć i pokazywać. Biorę więc dziecko za rękę i wchodzimy przez te ważne drzwi razem, bo potrzebuje jeszcze mojego przewodnictwa. Wiem jednocześnie, co to oznacza dla mnie - takie proste i najtrudniejsze zarazem zadanie - zacząć od siebie.
Z upływem miesięcy przygotowań do komunii dziecka, ten wyolbrzymiony w mojej głowie "trud" chodzenia do Kościoła, przeobraził się w nieodpartą wręcz potrzebę pójścia. Niedziela została należycie uświęcona, modlitwa i wyciszenie, nabrały znaczenia, a dyscyplina i organizacja okazały się elementem, którego dotychczas brakowało w moim życiu. "Niemożliwe", powiedziałabym na początku tych całorocznych przygotowań: przecież życie i tak już jest wypełnione po brzegi obowiązkami. Dzisiaj to, co miało wcześniej znaczenie, straciło swoją ważność. Jestem bliżej Jezusa niż kiedykolwiek i Dziękuję Panu za tę mądrość, którą w tym momencie mnie obdarzył, za przewartościowanie życia. Poza dostrzeżeniem tego wielkiego sensu, otrzymałam coś jeszcze: ochronną tarczę, o którą kruszą się wszelkie zawistne przytyki i przykrości. Modlę się, by ci, którzy tak łatwo z nich korzystają, znaleźli ukojenie w bezpiecznym uścisku Boga.
Dziękuję Panu za te miesiące przygotowań, za możliwość spędzenia czasu w tej pięknej wspólnocie Kościoła. Dziękuję za cierpliwość, wyrozumiałość i jednoczesną mądrość naszych nauczycieli: księdza proboszcza Sławomira Kupca i pani Anny Kopyść, którzy wznosząc się po najwyższych stopniach duchowości, dawali nam jednocześnie wskazówki jak dostąpić niezgłębionej mądrości i miłości Pana.
Dziękuję za innych Rodziców, którzy niesieni miłością, podjęli trud pokonywania mentalnych barier, zgubnych przyzwyczajeń i swoich słabości, by ostatecznie cieszyć się z dziećmi, wspierać je i tworzyć razem wspólnotę, która dopiero odkryła przede mną znaczenie słowa "Kościół Święty".
Dziękuję za możliwość wspólnego spędzenia czasu i wypełnienia go pielgrzymką do Grodowca.
Wreszcie, Panie, dziękuję ci za mnie, za to co wydarzyło się w moim sercu podczas tych ostatnich miesięcy: za radość duszy, jej spokój, cierpliwość i wielką wiarę. Za to, że po wielu latach duchowego letargu, nastąpiło wielkie przebudzenie i po raz pierwszy od wielu lat przyjęłam Pierwszą Komunię swojego dziecka, niczym swoją pierwszą.
Dzisiaj czuję siłę. Mam pewność, że 24 maja, wraz z zesłaniem Ducha Świętego, Bóg obdarował mnie tą siłą. Dzisiaj wiem, że jej źródło bije w Kościele, że nie ma innej drogi na skróty. To "bieganie do kościoła", to najlepsze co przytrafiło mi się w ciągu roku. Jak wiele razy słyszałam wówczas, że od tego "biegania" zostanę świętą. Nie pozostaje mi nic innego, jak dodawać za każdym razem: "Daj mi Panie Boże!". I dalej, wytrwale i z wiarą, prowadzić tam za ręce swoje dzieci.
Prezenty komunijne wkrótce spowszednieją, być może nawet popsują. Najważniejsze jednak zostanie i za to składam ogromne dziękczynienie, któremu świadectwo postaram się dawać każdego dnia słowem i czynem za Janem Pawłem II., który o rodzicielskiej trosce powiedział, że jest pierwszym i podstawowym sprawdzianem stosunku człowieka do człowieka. Tak mi dopomóż Bóg!
wdzięczna Mama