Wyjazd na ŚDM był dla mnie wielkim wyzwaniem, każdy mi bliski bardzo się o mnie bał. Wszyscy w kółko powtarzali mi, że to jest wielkie niebezpieczeństwo i gdzie ja tam jadę. W pewnym momencie miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam co mam zrobić i wtedy byłam blisko wypisania się ze ŚDM.
Moja mama bardzo przeżywała ten wyjazd, namawiała mnie wielokrotnie do zmiany zdania, lecz w głębi duszy się zawzięłam i rzekłam: "mamo, ja jadę". Nieraz ukazały się łzy w jej oczach i w moich również. Emocje sięgały zenitu, powtarzałam mamie, że wszystko będzie dobrze i na pewno wrócę cała i zdrowa. Duszę moją ogarniał niepokój, czułam się tak, jakbym miała wyjechać i już nie wrócić. Byłam gotowa na najgorsze, wiedziałam, że jak zginę, to tylko i wyłącznie za moją wiarę.
Podczas rozmowy z Bogiem wielokrotnie płakałam i prosiłam, aby Pan strzegł mnie i resztę grupy, z którą wyruszam w tę podróż, bardzo niebezpieczną i ryzykowną. Miałam wiele nieprzespanych nocy, w szkole chodziłam zamyślona, a na lekcjach nie potrafiłam się skupić. Przed oczami miałam śmierć, nie do końca potrafiłam się z tym pogodzić, że mogę w tak młodym wieku zginąć.
W końcu nadszedł ten dzień, dzień wyjazdu. Rodzice odwieźli mnie na dworzec PKP w Poznaniu. Z wielkim przerażeniem spoglądałam na pociąg, oraz na ludzi, wsiadający do niego. Gdy nadeszła godzina odjazdu, pomachałam rodzicom. W pierwszej chwili myślałam, że wyskoczę z pociągu i wrócę razem z nimi do domu. Na miejscu byliśmy o 05:00 rano, wszyscy zmęczeni i na pół śpiący wyruszyliśmy do szkoły, gdyż na początku mieliśmy mieć tam nocleg. Z powodu braku miejsc zostaliśmy porozdzielani na grupy i zamieszkaliśmy u rodzin. Gdy wybiła 16:00, z wieży Kościoła Mariackiego wydobywał się hejnał - bardzo urzekła mnie ta melodia - wzruszyłam się, gdy ujrzałam napis widniejący na wieży "ŚDM KRAKÓW 2016". Byłam taka szczęśliwa, że jestem akurat w tym oto miejscu, i że mogę dzielić się radością razem z moimi znajomymi.
Pierwszy dzień był dla mnie największym wyzwaniem, ponieważ mieliśmy zapoznać się z okolicą oraz mieliśmy czas na rozpakowanie swoich rzeczy. Kiedy dochodziła 19:00 właścicielka domu przyjechała po nas do szkoły, niestety nie wszyscy zabrali się za pierwszym razem. Po domu oprowadziła nas przesympatyczna córka właścicielki, rodzina do której trafiliśmy była bardzo życzliwa oraz kochana. Na lepszą nie mogliśmy trafić, więc opłacało się tak długo czekać.
Następnego dnia wyruszyliśmy z pielgrzymką do Łagiewnik, mieliśmy czas wolny i razem ze znajomymi byliśmy na wieży podziwiać widoki oraz oglądaliśmy różne kaplice, które były niesamowite, a ich wykonanie było naprawdę piękne. Z Łagiewnik udaliśmy się na Błonie, gdzie odbyła się msza św. w języku łacińskim otwierająca ŚDM. Gdy zostało ogłoszone oficjalnie, że ŚDM zostały rozpoczęte, przedstawiciele danego państwa biegali w kółko wraz z flagami. Każdy z nas był zafascynowany i szczęśliwy.
Przez 3 dni odbywały się katechezy prowadzone przez biskupów. Katechezy dały mi sporo do myślenia, uświadomiły mi, że należy dzielić się miłosierdziem z drugim człowiekiem, a nie zachowywać je tylko dla siebie. Biskup poruszył również temat modlitwy wieczornej i wspomniał, że nie należy odkładać jej na ostatnią chwilę. Wtedy uświadomiłam sobie, że przecież tak właśnie robię, byłam na siebie zła, a zarazem było mi przykro, że tak jest. Kiedy jesteśmy zmęczeni, modlimy się w miarę jak najszybciej, tylko żeby nie trwało to za długo. Niestety, podczas zmęczenia nie odczuwamy takiej więzi z Bogiem, jaką byśmy odczuwali, gdybyśmy modlili się nieco wcześniej. Ważne jest to, aby ta modlitwa miała sens. To ma być dialog człowieka z Bogiem. Uświadomiłam sobie, że jest wiele rzeczy, nad którymi muszę poważnie popracować. Przede wszystkim muszę nauczyć się tego, aby mieć dobre relacje z drugim człowiekiem. Sprawia mi to wielką trudność, gdyż wcześniej nie zwracałam na to uwagi, ale na pielgrzymce chwilami zaczęło mnie to przerastać. Popełniam ten sam błąd w kółko, a on pomaga mi łatwo odwrócić się od tych, którzy chcą dla mnie jak najlepiej i którym zależy, abym była szczęśliwa.
Najpiękniejsze, co widziałam podczas tej pielgrzymki, to była droga krzyżowa na Błoniach, przedstawiana przez zawodowych artystów. To była następna rzecz, która mnie poruszyła aż do łez. Wpadła mi do głowy pewna myśl, od której nie mogłam się oderwać. Dotyczyło to Jezusa, który zmarł na krzyżu za nasze grzechy. Nie ma nikogo takiego jak Jezus, który kocha nas bezgranicznie i na dodatek z tak wielką mocą. Pan cierpi za nasze grzechy każdego dnia, to jest właśnie ta jego droga krzyżowa, pełna bólu i męki, którą mu dostarczamy niemal każdego dnia. Więc jakie on okazuje nam miłosierdzie, że tak po prostu nam to wszystko przebacza, to jest właśnie prawdziwa miłość, drugiej takiej nie otrzymamy od nikogo innego.
Ostatnim elementem, który również mnie poruszył, to było czuwanie na Brzegach wraz z papieżem Franciszkiem. To było najlepsze przeżycie, jakie mogło mnie kiedykolwiek spotkać. Prośby, które słałam w tym dniu do Boga, zostały wysłuchane. Pan pokazał mi moimi oczami, że modlitwy zostały wysłuchane. Gdy to dostrzegłam, tak się cieszyłam i przede wszystkim od razu podziękowałam Bogu. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi i to był kolejny błąd, który odkryłam po ŚDM. Trzeba tylko nauczyć się dostrzegać to, co nam Pan daje i dziękować mu za wszystko.
Pielgrzymka wyszła mi na dobre, ponieważ pokazała mi, nad czym powinnam popracować i na co powinnam zwrócić szczególną uwagę. Pamiętajcie o tym, że nie ma lepszego życia jak życie z naszym Panem, bo to On rozświetla nam każdą drogę, po której powinniśmy szczęśliwie kroczyć każdego dnia, a przede wszystkim powinniśmy mu zaufać, tak jak ja to uczyniłam.
Także wy nie bójcie się i zaufajcie Mu!
Chwała, Panu!
Karolina Olechny